VENTUS
Znaczna większość historii, opowiadań czy legend zaczyna się niewinnie. Zapewne dzieje się tak dlatego, że ułatwia to czytelnikowi, bądź słuchaczowi, wczuć się w losy bohaterów.
Ta historia również zaczyna się niewinnie, choć nikt nie chce jej słuchać.
KŁÓDKA I
„Cień - zimno - kamień - świst; to ból, czy jedynie szaleństwo? Pustka, pustka, pustka...”
Urodził się w Hogsmeade, w listopadzie 2057 roku. Data jego śmierci nie jest znana już dla nikogo z żyjących. Pochodził z rodziny czarodziejów, jednak nigdy nie wpłynęło to na jego poglądy. Nie czuł się lepszy od mugolaków, nie pociągała go Czystość Krwi... to byłaby obrzydliwa hipokryzja.
Większość czasu spędzał właśnie w rodzinnym miasteczku, tak tętniącym magią, w tej stolicy brytyjskiego czarodziejstwa. Często puszczany samopas, pałętał się tam i ówdzie, po niedługim czasie znając już każdy kąt i zakręt.
Okrutnie wykorzystał ten fakt, poznając Pierwszą Osobę. Na zawsze pozostała tą pierwszą, najwcześniejszą. To razem z nią przeżył pierwsze szczęśliwe chwile, często wspominane... do czasu. Czasami, w życiu człowieka przychodzi moment, gdy musi się powiedzieć „dość” niektórym wspomnieniom.
Nie wiele musiał czekać, aby nadszedł on i dla niego.
Można powiedzieć, że kochał ją, prosto, bratersko. Bez wahania jego młode serce w nagłym zrywie odwagi oddałoby za Pierwszą Osobę nawet i życie, gdyby zaszła taka potrzeba. W końcu nie wahał się, idąc po nią na Trzecie Piętro, aby uratować jej życie. Co z tego, że byli wtedy skłóceni. Przyjaźń to przyjaźń, czyż nie?
Chyba, że...
~ Wybacz, że obrzydzam cię moimi wadami. ~
Nie powiedział nic więcej; już nie musiał.
Długie czarne loki. Widział jedynie jej długie czarne loki. Hipnotyzujący wzrok, wdzięk w ruchach, poczucie humoru, inteligencja. Druga Osoba przywodziła mu na myśl wodną rusałkę.. choć może demona.
Skąd miał wiedzieć, że podpisuje cyrograf? Piękna rusałka zmieniła się w biesa rozwiązłości zbyt późno, aby zdążył to zauważyć... choć cenę musiał zapłacić.
Jezioro, zimne hogwardzkie jezioro. Jej czarne włosy mieszały się z ciemną tonią wody, odbijającą migoczące na niebie kropki, duchy przodków.
Pradawni rzucili na niego tej nocy klątwę. Pozostała z nim do końca życia, w postaci wspomnienia. Ah, wspomnienia. Jedyna rzecz, jaka mu pozostała.. a, nie. Już nie.
Ludzkie dusze to smakowity kąsek. Wiedzą o tym stwory piekielne, tworząc coraz szersze zastępy. Trzecia Osoba była związana z Drugą Osobą powiązaniem krwi. Nie wpłynęło to dobrze na naturę Trzeciej Osoby.
Wyprostowana sylwetka, proste plecy, blond włosy i czujny bystry wzrok. Czy to nie uosobienie ideału? Zawsze tak poukładana, elokwentna, nigdy nie zawiodła. Zainteresowała się nim, ziarno zostało zasadzone. Ze wspólnego drzewa ich przyjaźni miały wyrosnąć niezwykle urodzajne owoce.
Lecz zgniły.
~ Przepraszam, że urażam cię moim istnieniem ~
Nie powiedział nic więcej.
Dopiero później, owładnięty instynktem, rozprawił się z nią raz na zawsze. Już, już. Zniknęła, już jej nie ma. Defekt świata unicestwiony.
Coś mu się udało, i uratował ludzkość.
Uzdrowiciele już na zawsze pozostali dla niego zmorą, fobią. Nie trzeba było wiele czasu, aby otoczył ten fach szczerą nienawiścią.
Zabawne, jak szybko ludzie się zmieniają.
KŁÓDKA II
„Głód.. myśl, a może już instynkt. Kajdany, kajdany w środku i na zewnątrz..”
Pamięta ten dzień jak żaden inny.
Obudził się rano, podekscytowany na myśl, że spędzi dzień na festynie Londyńskiej Akademii Magicznej. Miał nadzieję że po tym dniu w jego głowie rozjaśni się parę kwestii dotyczących jego przyszłości, zawodu...
Jeszcze długo po tym wydarzeniu nie zdawał sobie sprawy, że ten dzień był decydujący.
Szum liści wśród wieczoru otaczał go, podobnie jak śpiew ptaków.
Nagle, zgiął się w pasie, upadł. Poczuł ból, coś przyległo mu do czaszki.. ciemność.
Ciemność, ciemność już na zawsze.
W jednej chwili ogromna doza adrenaliny została wpompowana do jego krwi. Nie pamiętał za wiele szczegółów. Następny przebłysk to jakieś pomieszczenie, czyjeś dłonie.. mroźne, ale nie.
Ból, kwas, strach.
Wrócił do Hogwartu odmieniony. Wiele osób to zauważyło, i zareagowało adekwatnie, a on patrzył. Patrzył i przepraszał.
Będąc szczerym, znienawidził Nekromantę z którym przyszło mu teraz dzielić życie, czas i prywatność.
Gorąca, zimna, gorzka, słodka, kwaśna, słona.
W każdym wydaniu była dla niego przepyszna. Każdy kolejny łyk doprowadzał go do szału.
Nienawidził, kochał.. nie, nie kochał. Nienawidził.
Ale jednak zadecydował.
Choć może nie miał wyjścia?
~ Przepraszam, że obrzydzam cię swoją obecnością ~
Mruknął raz; a echo tych słów nigdy go nie opuściło.
Oto jest; parodia. Leżąc na brudnej trawie, czując spadające na niego krople deszczu, myślał i dochodził do kolejnych, bardzo prawdziwych wniosków.
Kryzys, kolejny ból, pytania. Pytania które z czasem umilkły, bo znał dobrze odpowiedzi, które przestał traktować jak intruzów. Odpuścił.
Następnym razem nie zastanawiał się wiele.
Najpierw walczył, potem patrzył z odrazą na procesy, zmiany. Było coraz trudniej, coraz trudniej patrzył na nich wszystkich.. aż w końcu przestał zwracać uwagę na siebie wewnątrz. W okół niego? To nie są ludzie. Już nie.
Teraz liczą się znacznie mniej niż wcześniej, ich rola stała się prymitywna.
Przynajmniej wyszedł z tym na plus. Jego przeczucie, choć pochodzące z najbardziej odrażających głębin ludzkiego umysłu, okazało się słuszne.
Przyjął Nekromantę do swojego życia.
Zakochał się w nim.
KŁÓDKA III
„Szał! Nagły zryw, uderzenie, bieg; krew, krew krew!”
Czerwień. Ten kolor zawsze będzie miał dla niego mnóstwo różnych znaczeń. Jednak spoglądając na czerwień, zawsze widzi w niej coś więcej. Refleksy światła przypominają mu gwiazdy. Płomień świecy odbijający się w brunatnej cieczy wznosi się niczym księżyc.
Astronomowie stali się heroldami jego upadku. Przepowiedzieli Noc, podczas której zapadła decyzja.
Wszyscy oczekiwali w strachu, on również, a może nawet przeżywał to najbardziej ze wszystkich. Na cały Hogwart padła łuna śmierci odzianej w krwawe szaty.
Przepowiednie się sprawdziły.
Gdyby miał kontrolę, nic by się nie wydarzyło. Ten, który odprowadzał go do wydzielonego pomieszczenia był dla niego zawsze serdeczny, nawet kiedy było to trudne.
Teraz przynajmniej nie pamięta dociskania młodego ciała do ziemi, nie pamięta krzyków, strachu wiszącego w powietrzu.
Stracił siebie, nie ostatni raz.
Krwawa łuna zniknęła pod naporem poranka. Niebiański orszak po stoczonej z demonami bitwie odbywał zwycięski przejazd w swoim ognistym rydwanie.
Ocaleńcy, głupcy siedzący w Wielkiej Sali posilali się po nocy pełnej strachu. Patrzył, wsparty na pięści swojej dłoni, aż w końcu otrzymał prezent.
Zimny kamień, wewnątrz piach.., zwykły piach. Dlaczego?
Dlaczego?
Zniknęli. Oni wszyscy zniknęli, kiedy on spokojnie drzemał w krwawym śnie. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że na świecie sprawiedliwość jest jedynie pustym słowem, dlatego zadawał sobie ciągle jedno pytanie, oniemiały z bólu i szoku.
Ludzie od wieków błagali o szczęście. On pragnął pozbyć się całego przychylnego spojrzenia Tyche, zniknąć. Pierwszy raz zapragnął śmierci. Nigdy nie zapomniał o tym pragnieniu.
Gdyby nie Piąta Osoba, która zawsze przy nim była, wiele rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej. Tak bardzo dziękował jej za wsparcie.. bez wahania oddałby wszystko w jej imię, byle ją ocalić, lub uszczęśliwić.
Dlatego przetrwał, a przynajmniej tak mu się wydawało…
Ciemność, izolacja. Nic nie zrobił, a otrzymał przedsmak tego co nastąpi. Sam i odosobniony, czuł się poniżony tym, jak go potraktowano. Nic nie zrobił..
Dlaczego?
KŁÓDKA IV
„Zgrzyt - przeciągam paznokcie po kamieniu, zimnym kamieniu, zimnym... jak...”
Ciepło trzymane w ryzach zimnej skóry powitało go tamtego dnia. Wtedy właśnie poznał Czwartą Osobę. Najpierw chciał odejść, czuł się nieswojo, obco, a sama jej obecność przyprawiała go o zakłopotanie.
Czwarta osoba była bardzo specyficzna, to prawda, lecz był skazany na jej obecność. Zanim zdał sobie sprawę z jej wnętrza, minęło sporo czasu.
Ale w końcu ją poznał, przyjemne ciepło owiało jego skórę, ciepło jakiego jeszcze nie dostał. Nie wiele trzeba było czekać, aż przywiązał się do Czwartej Osoby, bo była dla niego wielkim wsparciem. Była jedyną ostoją, w której mógł się zatrzymać, i dzięki której się nie zatracał.
Niedługo poznał i Wujka, z którym świetnie się dogadywał, a przy którym czas mijał jakoś tak szybciej.
Nie mógł sobie wymarzyć lepszej rodziny.
Nie miał okazji powiedzieć im wprost co czuje względem nich. Ile minęło czasu? Miesiąc, może dwa?
Dlaczego?
Pytał, wpatrzony w zimny kamień, wypełniony piachem. Szarym piachem, który chociaż swojego chłodu, nadal emanował ciepłem.
Czy tak było? To nieistotne.
On to czuł.
KŁÓDKA V
“Czy tak jak tu, było i tam? Powiedz, przyjacielu, powiedz! Czemu nie odpowiadasz?”
Tylko jedna osoba potrafiła pytać. Piąta Osoba pozostała przy nim, chociaż nikt już tak naprawdę przy nim nie został, bo nie miał kto.
Obecność Piątej Osoby pokrzepiała go kojąco, w końcu ona sama najlepiej wiedziała co on czuje. Przechodziła przez, może nie identyczne, ale podobne trudności, które zresztą były powodem złączenia ich umysłów na zawsze.
Kochankowie z lepszą wersją miłości - przyjaźnią.
Przyjaźnią, która miała przetrwać lata, wieki. Mieli dokonać czynów niesamowitych, niezwykłych, bo każdy z nich dysponował ogromną mocą, na jakiś sposób charakterystyczną.
Piąta Osoba zawsze była przy nim, a on zawiódł. Zostawił ją, porzucił.
A ta weszła do loch, i nigdy nie wróciła.
W niedługim czasie informacja ta uderzyła w niego jak grom. Uderzyła i zostawiła swój ślad w jego umyśle już na zawsze.
Ból, ból, ból.
Nie został nikt. Przez długi czas przestał przejmować się tym, jak wygląda, tym, jak się czuje, jak postrzegają go inni.
Ale nawet wtedy nikt nie spytał. Bo kto miał spytać? W końcu był sam.
Jedynie sam..
Popełnił sporo błędów, wylądował w szpitalu. Okrążony przez uzdrowicieli, nie mógł zapomnieć o tych zielonych oczach. Mimo to chęć poznania wiedzy z ksiąg pozostała przy nim.
Zdecydował się pozostać sam dla siebie. Wiedział, że nie utrzyma nic więcej, że to ponad jego siły, a wszystko to, co trzymał wewnątrz oplatało jego duszę jak cierń.
Raniło, krwawił.. choć niczego nie czuł, otoczony ciemnością i ciszą.
KŁÓDKA VI
“Chłód wokół, chłód wewnątrz, chłód.. gdzie zniknęły te świece, te ognie?”
Ukończył szkołę. Całkiem nieźle mu poszło, więc zatrudnił się w dość dobrej pracy, adekwatnej do jego upodobań oraz zdolności.
I właśnie tam poznał Szóstą Osobę. Może uległ jej manipulacji, może pozwolił jej na zbyt wiele, bo został oszukany podstępem… a może po prostu coś do niego przemówiło. Coś, co Szósta Osoba trzymała głęboko wewnątrz, i wyciągnęła do niego.
Uległ temu, pozwolił jej wejść. Zaryzykował… i czuł się z tym dobrze. Widział coraz więcej nadziei, w końcu widział światło, zamiast ciemności.
Mijał czas, a poprawa przychodziła coraz śmielej, bo ktoś potrafił w końcu spytać. Jeszcze trochę, a…
Cisza.
Zniknął. Ale.. tak po prostu?
Tak.
Był zły na siebie, że nie posłuchał swoich własnych rad. Patrzył na kolejną śmierć z obojętnością, bo nie miał siły na nic więcej. Jedynie obserwował, ponownie wbiegając w objęcia swojej ukochanej samotności.
Cierpienie nie jest takie złe.. da się przyzwyczaić, prawda?
KŁÓDKA VII
“Widzę tę twarz, kamienną twarz. Kamienną twarz, kamienne ręce, które mnie wydały. Nienawiść!”
Początkowo, dostrzegał w Siódmej Osobie mentora. Osobę, która poprowadzi go ku normalności, kto go dostrzega, kto pyta.
Nie wiedział jeszcze, jak bardzo jest ślepy.
Zaczęło się od Nocy. Walka z Nekromantą była coraz trudniejsza i desperacko potrzebował pomocy, którą otrzymał właśnie od Siódmej Osoby. Nie dostrzegł jednak w wieczornej, mętnej rutynie niczego niepokojącego. Myślał że tak ma być.. że tak to powinno wyglądać.
Myślał, że ona nie chce pozwolić, aby stał się kamieniem.
Siódma Osoba zawsze pozostawała gdzieś z tyłu. Obserwowała, czasem doradzała, rozmawiała. Wiele rzeczy widział, wiele rzeczy z nią przedyskutował, szczególnie po śmierci Szóstej Osoby, ale.. to wszystko jakoś tak słabło.
A Siódma Osoba po prostu pozwoliła mu odejść, podpisując wyrok.. nie ostatni raz.
Zatopił się w księgach, czując się w końcu dobrze samemu ze sobą. W końcu odnajdując równowagę, balans i wewnętrzne zrozumienie nie potrzebował nikogo, a przynajmniej tak myślał.
Nawet nie zauważył jak nienawiść zaczęła wzrastać. Ale nawet wtedy.. przyjął to bez echa. Podobało mu się to, podobało nawet wtedy, gdy rozprawiał się z Trzecią Osobą raz na zawsze, aby zbawić ludzkość.
Po niedługim czasie zebrał wokół siebie paru ludzi. Wspólnie podjęli pewne decyzje, plany, i pozostali z nim do końca. Nawet gdy został pochwycony, nie rozproszyli się, i nigdy nie przestał być im za to wdzięczny.
Ale w więzieniu spotkał się znów z przenikliwym wzrokiem Siódmej Osoby.. która pytała, ale pusto. Jej drobne sugestie.. po co one?
Ale nadal pozostawał ślepy.
Zanim się obejrzał, stał w klatce otoczony kręgiem czarodziei. Lecz patrzył tylko w te przenikliwe oczy… i zrozumiał.
Kamienne ręce zdecydowały o jego losie, lecz on i tak już się z tym pogodził. Przeżył jedynie szok, dostrzegając swoją ślepotę.
Bo Siódma Osoba również go zdradziła, unosząc dłoń, a przenikliwe oczy zmieniły się w kamień… choć może zawsze nim były?