Dziwne. Ale co tu dużo mówić, skoro ostatnio coraz więcej rzeczy wydawało się takich być? Chociaż nie… Twoja aktualna podróż rzeczywiście taka była. Niby nic wielkiego, w końcu to tylko możliwość doświadczenia świadomego snu, na co dałeś się namówić pod presją znajomych. Ale stres samym faktem związanym z niewiedzą, jak z tego się wybudzić, zaczął powoli zżerać cię od środka sprawiając, że zacząłeś przeklinać samego siebie w myślach. A miejsce, w którym wylądowałeś, w ogóle nie poprawiało stanu sytuacji. Gdyby kiedykolwiek przyszło ci zmierzyć się z zadaniem opisania piekła, zgodnego z twoim wyobrażeniem - Dyktowałbyś wszelkie szczegóły, które widziałeś w tym momencie. Postawiłeś krok do przodu, ale głos, który usłyszałeś za swoimi plecami, powstrzymał cię od ruszenia w dalszą drogę.
- Hej, ty! Jak… Jak udało ci się tu dostać? - kompletnie nie spodziewałeś się tego, że będziesz w stanie wykreować drugą osobę we śnie. - Halo, mówię do ciebie. Nie potrafisz mówić, czy co?
Chyba po raz pierwszy w życiu nie byłeś w stanie odpowiedzieć na czyjeś pytanie. Nie, żebyś się jakoś speszył. Po prostu czułeś, że została zabrana ci ta możliwość. No tak, to pewnie jeden z defektów, który był wywoływaniem świadomego snu. Jednak nie tylko brak możliwości mówienia napędzał cię zafascynowaniem. Mała blondynka, licząca na oko może ze cztery latka, w którą właśnie się wpatrywałeś, wydawała ci się aż zbyt realna. Co właściwie robiła pośród tego okropnego chaosu, przepełniającego miejsce, w którym się znajdowaliście?
- Eh, nieważne… Skoro już tu jesteś, to pozwól, że mimo wszystko oprowadzę cię po moim świecie. Tylko tutaj mogę być z Werleenem w pełni bezpieczna. - po tych słowach, jak na zawołanie, zza pleców małej wyleciał mały smok, by zaraz, dość niezdarnie, wylądować na jej ramieniu. Tylko… Od kiedy smoki mogą przybierać fioletowe barwy?
Chwyciła cię bez oporów za rękę i zaczęła prowadzić za sobą. Miałeś wrażenie, że doskonale zna miejsce, w którym się znaleźliście. Jakby bywała tu dużo częściej… Albo nawet mieszkała. Nic dziwnego, że nazwała to swoim światem.
- Dziwne, że tak nagle się tu pojawiłeś. Ale wiesz… W sumie to od dłuższego czasu chciałam kogoś tu sprowadzić. Dotąd byłam tylko ja i Werleen, więc zaczynało mi się nudzić. Zwłaszcza, że wszyscy moi znajomi nie wierzą mi, że on jest prawdziwym smokiem! - stanęliście nad przepaścią, na dnie której znajdowało się zbiorowisko lawy. Mimo że sceneria wyglądała, jakby musiało być tu co najmniej 40 stopni, ty wcale nie czułeś tego gorąca. Było ci nawet… Przyjemnie. Wtedy właśnie dziewczynka zrobiła coś bardzo nieoczekiwanego. Ciągnąć cię za sobą, wskoczyła prosto w odmęty lawy. Czy właśnie tak miał wyglądać wasz marny koniec?
Nie, to nie tak miało być. Czemu ciągle tkwisz w tym dziwnym świecie, wykreowanym przez… W sumie to nawet niewiadomo co. Miałeś mieć kontrolę, prawda? Więc dlaczego ciągle miałeś wrażenie, że blondwłosa czterolatka była stwórcą wszystkiego, co otaczało cię dookoła, a ty zostałeś uwięziony w największych odmętach jej wyobraźni? To było w ogóle możliwe?
- Ocknąłeś się w końcu. - stwierdziła mała, która siedziała tuż obok ciebie, bawiąc się ze swoim smokiem.
Podniosłeś się do siadu, kierując wzrok w stronę dziewczynki postanawiając przyjrzeć jej się bliżej. Może była jakąś daleką krewną, próbującą w ten sposób coś ci przekazać? Chociaż nie przypominałeś sobie nikogo w rodzinie, kto by miał córeczkę o długich blond włosach, upiętych w dwa warkocze i nietypowych oczach, różniących się od siebie o kilka, niezbyt kontrastujących ze sobą, odcieni.
- I co się tak gapisz? Chodźmy dalej, chciałam ci coś pokazać. - skwitowała krótko, kiedy w końcu dostrzegła twoje spojrzenie, po czym podniosła się żwawo z ziemi.
Podążyliście razem w stronę kilku głazów, rozmiarowo zbliżonych do małego smoka. Były ustawione w równym rządku. Wyglądały dość ciekawie. Każdy z nich pomalowany był innym kolorem i przy każdym znalazła się zabawkowa filiżanka do herbaty. No tak, w końcu dziewczynka musiała gdzieś urządzić sobie miejsce zabaw, prawda?
- Nie znalazłam jeszcze sposobu, w którym mogłabym kogoś tu sprowadzić, jak ciebie, dlatego postanowiłam zastąpić to na razie czymś prowizorycznym. Poznaj moich przyjaciół! - oznajmiła z dumą, jakby prezentowała swoje najlepsze dzieło, po czym zaczęła podchodzić kolejno do każdego z głazów i je przedstawiać.
- Um… Nie, nie ma tu jeszcze wszystkich. Dopiero zaczęłam pracę i zostało mi jeszcze trochę do… - urwała w połowie zdania.
Pierw nie miałeś pojęcia dlaczego, ale zaraz to zrozumiałeś. Ziemia zadrżała ci pod stopami, a do twoich uszu zaczął docierać dźwięk ocierającego się o siebie metalu, który stawał się coraz głośniejszy. Nim zdążyłeś jakkolwiek zareagować, zza pobliskiego zakrętu zaczęła wyłaniać się armia ogromnych akromantul, przyodzianych w zbroje. Dziewczynka nadęła policzki i zaczęła coś do ciebie krzyczeć, jednak... Nie byłeś w stanie zrozumieć ani jednego słowa, ponieważ została zagłuszona przez stworzenia, które wydały z siebie charakterystyczny syk. Blondynka razem ze smokiem rzucili się w ich stronę, zapewne żeby stanąć do walki. Nic z tego nie rozumiałeś, ale nogi pokierowały cię prosto za nimi. Nie było ci dane ich dogonić, ponieważ droga została zagrodzona przez odnóże jednego z pająków, który za wszelką cenę próbował cię trafić...
...I kiedy miało dojść do kultowego momentu… Po prostu się obudziłeś. Tylko nie sądziłeś, że ten sen będzie do ciebie wracał w regularnych odstępach, co kilka lat, a ty znowu będziesz tam uwięziony na kilka, długich godzin trwających wręcz w nieskończoność… Zupełnie, jakbyś został właśnie jakimś strażnikiem, który musi nadzorować, czy wszystko u niej w porządku. Ale czego właściwie spodziewałeś się po świecie przepełnionym magią?
Wszystko było jedną wielką niewiadomą, jednak w tym wszystkim zdawał się górować fakt, że znowu się tu pojawiłeś. Przez chwilę jeszcze myślałeś, że to wracające do ciebie wspomnienia z tamtej nocy, jednak dziś... Mogłeś wręcz przysiąc, że to, co widziałeś teraz, było realnym (a może tylko sennym?) faktem. Nigdy nie sądziłeś, że tu powrócisz, ale w zasadzie może za tym trochę tęskniłeś? W końcu nikt, kto by wracać nie chciał, nie uśmiechał by się teraz pod nosem, oglądając z podziwem ten sam wykreowany w odmętach umysłu świat. Niewiele zmieniło się tu od twojego ostatniego pobytu, chociaż góry, które malowały się w oddali były znacznie wyższe, a na całym terenie dookoła mieściły się mniejsze popękania. Cały czas jednak towarzyszyło ci przyjemne ciepło, wydobywające się z jednego z pobliskich zbiorników lawy.
- Hej! To znowu ty. Wiedziałam, że w końcu do mnie wrócisz! Widzisz, Werleen? Mówiłam ci, że on tu wróci! - Usłyszałeś tuż za swoimi plecami melodyjny, dziecięcy głosik, a przed tobą zaraz wyłoniła się jego właścicielka. Tuż nad nią lewitował mały, fioletowy smok, który tylko wypuścił powietrze swoimi nozdrzami, jakby przyznając rację małej dziewczynce.
Tak, to były te same postacie, z którymi zapoznałeś się w swoim poprzednim pobycie - Hope, właścicielka małego, fioletowego smoka. Chociaż coś znacząco zmieniło się w ich wyglądzie... No tak, przecież blondynka nie miała już 4 lat - teraz wyglądała na jakieś 10. No tak, w końcu tyle właśnie minęło od ostatniego spotkania. Smok niezbyt urósł, ale widziałeś w jego oczach pewną dojrzałość, którą nabrał z biegiem lat.
- Widzisz? Nauczyłam go latać! Świetnie sobie z tym radzi. Chociaż dalej bardzo się wstydzi innych. Pewnie dlatego, że nikt w niego nie wierzy. - Widziałeś jak lekko krzywi się na swoje własne słowa, spoglądając z troską na swojego towarzysza. W zasadzie na tym etapie trudno było ci już odróżnić, czy jest to zwykła fikcja, czy może realne dzieje**, które pojawiają ci się podczas snu...
Jednak ta niepewność wcale nie była najgorszą rzeczą w tym wszystkim. Zaraz się okazało, że początkowo pęknięte podłoże z czasem, w którym staliście i rozmawialiście, zaczęło się jedynie pogłębiać w swoich zniszczeniach. Nim zdążyłeś cokolwiek zrobić, utworzyła się pod wami ogromna szczelina, do której po prostu zlecieliście. I właśnie podczas lotu w dół, znowu zdarzyło ci się stracić przytomność.
Ocknąłeś się w samą porę, żeby zobaczyć, co was właściwie uratowało od dobitnego kontaktu z ziemią, co pewnie zakończyło by się... z hukiem. Iluzja smoka, utworzonego z płomieni, wyleciała prosto z jednego ze zbiorowisk lawy i poleciała wprost na was, ostatecznie chwytając wasze drobne ciała w pazury. O dziwo, rzeczywiście was złapał. W dodatku bardzo delikatnie i poszybował na jedną z wyższych gór, które jak na razie mogłeś podziwiać jedynie z dołu. Odstawił was na ląd, który zdecydowanie odstawał wyglądem od miejsca na dole. W porównaniu z tamtym, był to istny raj - wszędzie rosło pełno kwiatów, a w oddali zauważyłeś duże drzewo z huśtawką, mieszczące się przy stawie.
- Nie bój się, on czuwa w mojej krainie od dnia, w którym wynurzył się z kominka w barze w Hogsmeade i poszybował prosto w Tenebrisa! Ten rudy przygłup nieźle się wtedy wystraszył, spadł z krzesła z ogromnym hukiem i każdy się z niego śmiał. - Posłała ci kojący uśmiech, machając ognistemu smokowi, który znacznie się już od was oddalał.
Skinąłeś jej krótko głową, próbując chwilowo wyobrazić sobie sytuację, którą opisała ci mała Hope. Cały ten opis wskazywał jedynie na to, że w końcu objawiła się jej moc magiczna. Każdy z was przecież prędzej, czy później, tego doświadczył.
- Szkoda tylko, że Lena ciągle jest w niego tak zapatrzona. - Nadęła niezadowolona policzki, wyciągając coś z kieszeni. - Ale chyba nie jest taki zły. Podarował mi kolejnego smoka!
Przybliżyła ręce w twoją stronę, w których spoczywał bardzo malutki smok w kolorze zielonym. Zaraz po tym schowała go z powrotem i pociągnęła cię w stronę huśtawki. Z jednej ze stron był dość duży spad w dół, gdzie malowała się kolejna dolina. O dziwo, wcale nie opustoszała. Przemieszczały się tam małe... W zasadzie nie wiedziałeś jak to nazwać. To coś było pozbawione jakichkolwiek kształtów.
- O zobacz, to mugole. Kosmici bez serca, którzy próbują się wkraść do mojej krainy. - Prychnęła oburzona pod nosem, wskazując palcem prosto na dziwne kreatury. Mały smok usiadł jej na ramieniu i wypuścił z pyska małą kulę ognia. - Zresztą myślałam, że im się to uda. Było tu coraz więcej pęknięć i zniszczeń, a ja sama chyba miałam ostatnio gorszy czas... Ale wtedy zjawił się on! A ja uwierzyłam w to wszystko na nowo.
Co prawda nie miałeś zielonego pojęcia o czym mała blondynka do ciebie mówiła, aczkolwiek po chwili udało ci się wywnioskować, że zapewne chodziło w samą wiarę w jej smoka, który pewnie w realnym świecie był czymś innym. Jeśli w ogóle ta dwójka istniała naprawdę.
- W ogóle chcesz coś zobaczyć? Dalej nie wiem, jak tu kogoś sprowadzić, oprócz ciebie, ale wymyśliłam coś w zamian. - Dziewczynka chwyciła cię za rękę i poprowadziła w stronę przeciwną do huśtawki. W miejsce, gdzie stał ogromny stół, a na nim szklane terrarium. Już z oddali mogłeś dostrzec, że nie będzie to przyjemne doświadczenie.
Hope zupełnie niewzruszona wyciągnęła pierwszego robaka ze środka, którym okazały się być karaluchy. Każdy z nich miał pelerynkę w innym odcieniu koloru fioletowego, na której wyhaftowany miał numerek. Przybliżyła go w twoją stronę, żebyś mógł się przyjrzeć, ale w tym momencie raczej myślałeś jedynie o tym, by się nie skrzywić z obrzydzenia.
- To moje kolejne zwierzątka! Kocham je prawie tak samo, jak Werleena, ale... No, nie o tym miałam mówić. Ten nazywa się Tenebris 1. No i dalej są Tenebris 2, Tenebris 3, Tenebris 4 i tak dalej. Dorobiłam im te urocze pelerynki, żeby przypominały mi o moich przyjaciołach! Każdy ma swój numerek i odpowiedni kolor, który zależy od tego, jak bardzo ktoś jest dla mnie ważny. - Uśmiechnęła się uroczo, widocznie zadowolona, że mogła przedstawić swój nieco chaotyczny pomysł. Zaraz potem zaczęła ci prezentować każdego robala, opisując dokładnie kogo on odzwierciedla i dlaczego. Co więcej, po dotknięciu każdej z jego pelerynek, mogłeś zauważyć krótkie wspomnienie związane z daną osobą.
Lena Meaddl - kolor lawendowy
\\Dla Hope znaczy on bezpieczeństwo, troskę i harmonię\\
"Mistrzostwa w Quidditchu dobiegły już końca, o czym mogły świadczyć
okrzyki zwycięstwa i zdenerwowania, dobiegające z trybun. Zaraz po tym
na zewnątrz zaczęli pojedynczo wychodzić czarodzieje, zaczerpując
powietrza. Słodki zapach przegranej Anglii dało się wręcz w nim wyczuć.
Mała blondynka stała tuż obok wysokiej kobiety, wyglądając czegoś
w tym tłumie. Wtedy właśnie wybiegła w jego stronę, rzucając się na
szyję podobnej do niej dziewczynie. Jednak ta była od niej o wiele starsza.
= Lena! Tęskniłam za tobą, wiesz? Cieszę się, że tu jesteś."
Samantha Margel i David Solberg - kolor eozynowy
\\Dla Hope znaczy on opiekę, zaangażowanie i miłość bezwarunkową\\
"Czarodzieje również obchodzą Wigilię, podobnie jak i mugole,
wykorzystując ten czas by zasiąść w gronie najbliższych im osób
i zwyczajnie cieszyć się tą chwilą. Wydawało się, że tego wieczora
nie będzie w stanie zepsuć dosłownie nic. I tak też się stało.
Hope zasiadła obok dwóch najbliższych osób, uśmiechając się promiennie
do całej reszty rodziny, która zasiadła przy wielkim stole, w domu
mieszczącym się na obrzeżach Londynu. Odebrała właśnie swój ostatni prezent.
= Kocham was, mamo i tato!"
Azar Shafiq - kolor truskawkowy
\\Dla Hope znaczy on przyjaźń, harmonię i opanowanie\\
"Fioletowa pacynka w kształcie smoka odziała ponownie dłoń Hope,
kiedy ta zeskoczyła z huśtawki. Tego dnia na placu za barem w Hogsmeade
było dość spokojnie, bowiem urzędowała tam tylko mała blondynka, a gdzieś
obok niej stał idealnie wyprostowany, ciemnowłosy chłopiec.
Podeszli kawałek w swoją stronę, by następnie razem udać się w kierunku
centrum wioski. Szli niemalże równo ze sobą, rozglądając się na boki.
= Hope, nauczysz mnie kiedyś porozumiewać się ze smokami?
= Możliwe. Spytam mamy, czy możesz przyjść do nas na noc i się razem pobawimy!"
Tenebris Spellmann - kolor jagodowy
\\Dla Hope znaczy on niezrozumienie, troskę i zmieszanie\\
"Środek pomieszczenia, w którym znajdowała się mała gromadka ludzi
przypominał do złudzenia bar w Hogsmeade. Siedzieli przy jednym z większych
stolików, tuż obok wielkiego kominka, z którego wydobywał się dość
przyjemny żar, przy okazji oświetlając wszystko, co znajdowało się w pobliżu.
Wtedy właśnie wyleciał z niego większy płomień, który od razu uformował się
na kształt smoka. Krążył on przez chwilę w powietrzu, ale zaraz poleciał
prosto na rudego chłopca, który siedział na przeciwko blondynki.
= Nie możecie! Nienawidzę cię, Tenebris!"
Idris Skeet - kolor amarantowy
\\Dla Hope znaczy on przyjaźń, energię i radość\\
"Bar w Hogsmeade tego dnia zdawały się przepełniać niemałe tłumy.
Oprócz tego, że była to jedna ze szczytowych godzin, to tego dnia
było wyjątkowo ciepło, a ludzie jedynie o czym myśleli, to by
na spokojnie zasiąść, zrelaksować się i wypić coś dobrego.
Chłopiec o wyjątkowo zielonych oczach też tam był. Stał tuż obok
gromadki dzieciaków, bliżej małej blondynki, z którą zapewne wdał się
w niezobowiązującą dyskusję. Ta w końcu uśmiechnęła się do niego szerzej.
= Czyli musimy być rodziną. Ale fajnie!"
Gustaw Osborn - kolor karmazynowy
\\Dla Hope znaczy on zrozumienie, energię i ryzyko\\
"Plac zabaw nieopodal sierocińca tego wieczoru świecił pustkami.
Oprócz jednej osoby, nie było tam ani jednej, żywej duszy.
Chłopiec, mniej więcej w wieku blondynki, która przechodziła obok,
huśtał się dość spokojnie na jednej z huśtawek, która tam stała.
Wtedy właśnie ją dostrzegł i od razu zeskoczył na piasek, by móc
od razu do niej podbiec. Zapewne chciał utworzyć nową znajomość.
= Cześć! Jestem Gustaw. Ale masz czaderskiego smoka!
= Tak myślisz? Ma na imię Werleen, ale jest jeszcze malutki."
Angus Yaxley - kolor śliwkowy
\\Dla Hope znaczy on energię, siłę i dumę\\
"Mimo że większość centrum wioski magicznej wydawała się być
opustoszała, przed samym wejściem do baru stała mała grupka dzieciaków,
które zapewne były w trakcie jednej ze swoich zabaw. Śmiali się
co jakiś czas, a odgłosy te powoli rozprzestrzeniały się po reszcie wioski.
Jedna z dziewczynek wydawała się być nieco bardziej rozkojarzona od
innych dzieciaków. Stała przez jakiś czas w milczeniu, tylko obserwując
poczynania reszty. W końcu wyciągnęła z kieszeni małego robaka i wyciągnęła
rękę z nim nad głowę blondyna obok. Dżdżownica wleciała prosto w jego włosy."
John Blee - kolor rubinowy
\\Dla Hope znaczy on troskę, wyrozumiałość i harmonię\\
"W pomieszczeniu Trzech Mioteł nie było dziś zbyt spokojnie. Nie
dość, że przebywała tam masa osób, to jeszcze dwójka dzieciaków
latała w tą i z powrotem, kręcąc się pod nogami dużo starszych od
siebie osób. Poszukiwały wspólnie kogoś, z kim będą mogły się bawić.
Wtedy właśnie na drodze stanął im wysoki mężczyzna o blond włosach,
a jedna z dziewczynek, o różnokolorowych oczach, uniosła rączki do
góry w ramach powitania go. Przynajmniej tak to wyglądało z boku.
= Skrzato-Johnie, tu jesteś! Pobaw się z nami, proszę."
Cyprian Bulstrode - kolor poziomkowy
\\Dla Hope znaczy on siłę, wyrozumiałość i wycofanie\\
"Droga na plac w Hogsmeade z centrum wioski wydawała się być tego
wieczora pusta i przygnębiająca. Wszyscy zdawali się pochować już
w swoich domach i szczelnie się w nich zamknąć, by móc zająć się
własnymi sprawami, które mieli na głowie w tamtym momencie.
Tylko dwójka dzieci kroczyła dzielnie w tamtą stronę, z małymi
uśmiechami na twarzach. Zdawało się, że oboje w tamtej chwili potrzebowali
jedynie chwili zabawy, która rozwiewała w tym wieku wszelkie problemy.
= Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na placu..."
- Podoba ci się. Podoba, prawda?! - Wykrzyczała prawie do twojego ucha, skacząc krótko w miejscu, kiedy odstawiła już ostatnie zwierzątko do terrarium.
Skinąłeś krótko głową, dochodząc jeszcze powoli do siebie po tym wydarzeniu, po czym spojrzałeś na Werleena, który niespokojnie zaczął patrzeć w stronę huśtawki. Zaraz po tym poczułeś znajome drżenie ziemi - to samo, które towarzyszyło ci przy końcu poprzedniego snu.
- Znowu tu idą! Musisz już iść, żeby nic ci się nie stało. Ale spokojnie, ja i moje smoki zajmiemy się tym! - Mała blondynka puściła ci oczko i popchnęła cię prosto w przepaść, która dziwnym trafem znalazła się tuż za tobą. Zacząłeś spadać w ciemną otchłań, próbując krzyczeć. To oczywiście ci nie wyszło, bowiem nie mogłeś wydać z siebie żadnego dźwięku...
...I wtedy właśnie poderwałeś się ze swojego łóżka z cichym krzykiem, który na szczęście nie zbudził całego domu. Dotknąłeś dłonią swojego czoła, przymykając jeszcze na chwilę oczy i zastanawiając się, o co właściwie chodzi z tą całą Hope. Chociaż może gdyby rzeczywiście gdzieś tam istniała, świat kiedyś usłyszałby o niej, jako wspaniałej treserce smoków?